Na korzyść VSTi i "cyferek" przemawia to, że nie trzeba dźwigać do studio ciężkich, drogich, delikatnych, rozstrajających się i - często - wymagających remontu instrumentów dla dwóch, trzech brzmień, gdy soft zrobi to na tyle dobrze, że efekt będzie osiągnięty.
Na plus HW taki przykład - Tony Banks i brzmienie klawiszy w Genesis - chyba najsłynniejszy posiadacz Emulatora II, który to instrument posiadał niestandardowe parametry sampli, analogowe filtry, i mimo że był rodem z cyfrowych lat osiemdziesiątych, brzmi nieprawdopodobnie do dziś.
Na plus VA, synthów DSP itp przemawia to, iż zachowują one klimat analogów, jednocześnie zapewniając niezawodność oraz funkcje niedostępne dla starszych braci.
Co jest najlepsze? To, co w danej chwili najlepiej spełnia swoje zadania. Ja gram głównie live, więc im mniej sprzętu tym lepiej. Ktoś inny ma całą chatę w analogach, i z zazdrością stwierdzam, iż jest to człowiek szczęśliwy. Inny z kolei musi szybko osiągać efekty (realizator w studio) i tam liczą się sprawdzone i efektowne rozwiązania - cel uświęca często środki, i np. przepuszczanie brzmienia syntha wykręconego w 5 minut na M50 przepuszczonego przez Mesę, a następnie zgranego w parę ścieżek i potraktowanego pluginami jest czymś co zdarzało mi się robić, za to efekt był taki jakby było dwóch gitarzystów-rzeźników i mięsa w miksie co niemiara :) - a zegar w studio tyka i nagranie tego tradycyjną metodą wymagałoby kombinowania z odpowiednią gitarą, ustawieniem pickup'ów, pieców, wtyczkami, post-edycją brzmienia itp...
Niech każdemu służy to, co lubi najbardziej - jeśli ktoś zajmuje się tym zawodowo, liczy się efekt, ewentualnie efektywność - niemal nikt nie wnika, co się dzieje w kuchni...