Właściwie szkoda, że nie odpowiedziałeś mi na posta z poprzedniej strony, ale... ja już wobec powyższego nie mam więcej pytań.
Taaak, możecie sobie uważać, że Lisa Gerrard, Arvo Pärt, Klaus Schulze itd., to kilka klas niżej. Teraz już właściwie możecie mówić sobie wszystko.

Muzyka przemówiła.
Z całym szacunkiem -
pozdrawiam.
...
**********************
Nie chciałbym generalizować, ale ponieważ nie wiem co jest dla Ciebie wartościową muzyką to postaram się oprzeć na podanych przykładach. Cechą wspólną tych nagrań jest dość "ciężki" klimat. Molowe tonacje, wolne tempa. Mam wrażenie, że jest to dla Ciebie jedyny słuszny kierunek. Tylko dlaczego tonacja molowa ma byc lepsza od durowej? Dlaczego wolne tempo ma byc lepsze niż szybkie? Tylko dlatego, ze psychofizyczną reakcją na te zjawiska jest zaduma, popadanie w melancholijny stan czy co tam jeszcze? To jeszcze nie znaczy że ta muzyka jest bardziej przemyślana, czy pełniejsza treści niż coś weselszego. Tonacja durowa jest lżejsza, zwiewniejsza, na pewno lepiej opisuje uczucia takie jak radość czy miłość. Nie bądźmy tacy jednowymiarowi ;) Różne są stany emocjonalne w życiu i tak samo jest z muzyką. To, że muzyka melancholijna z założenia zawiera w sobie jakąś "mądrość" to tylko złudzenie.
Wartościować można jakość aranżacji, pomysłowość czy nieszablonowość melodii, zaawansowanie w posługiwaniu się harmonią, czy nawet takie rzeczy jak oddanie pewnych nastrojów. Można docenić finezję z jaką artysta porusza się po tych wszystkich zakamarkach. I tutaj mogę powiedzieć, że muzyka Arvo Parta jest znakomita, Biosphere (z tego co słyszałem na Myspace bo nie znam jego twórczości) już znacznie gorsze, co najwyżej przeciętne. A to akurat nagranie Klausa Schulze jest najzupełniej w świecie kiepskie. Kompozycja bardzo przeciętna i nie wyróżniająca się niczym konkretnym, trochę przedpotopowych barw, rolniczy beat, a do tego z lekka trąci kiczem to połączenie uniesionego wokalu wyśpiewującego coś po "wschodnich" skalach z tym klawiszowym tłem. Tak że jest to najlepszy dowód na to, że w ramach podobnej estetyki znaleźć można nagrania od najgorszej szmiry aż do najwspanialszych dzieł, które będą pamiętane już zawsze.
Podobnie jest z muzyką pop i z każdą inną, najwięcej jest oczywiście szmiry i rzeczy przeciętnych. A jakiś mały procent to rzeczy klasowe. Myślę, że nikt przy zdrowych zmysłach nie postawiłby twórczości Biosphere wyżej niż, dajmy na to, "God only knows" The Beach Boys, "I want you back" Jackson 5, "A day in the life" The Beatles, "Into the groove" Madonny, "Music gets the best of me" Sophie Ellis-Bextor, czy z nowszych nawet "Move your feet" Junior Senior, "Rock your body" Justina Timberlake'a, "Hey ya" Outkast, "1 thing" Amerie czy "Heartbeat" Annie. Poleciałem z głowy tytułami, siłą rzeczy formatem odpowiedniejszym w muzyce pop jest singiel a nie longplay. Dobrych nagrań są tysiące, trzeba tylko słuchać, i pozbyć się uprzedzeń co do "cukierkowych gwiazdek", bo za nimi najczęściej stoją bardzo utalentowani producenci.
Raz jeszcze powtórzę - klimat to rzecz gustu, nie da się powiedzieć że kolor niebieski jest lepszy niż czerwony przecież. Wartościować można, ale inne rzeczy. Ja lubię słuchać muzyki bardzo różnej, żeby nie było.