Wywiad z Tymonem Tymańskim (EiS 07/2006)
W ostatnim numerze Estrady i Studia (07/2006) opublikowany jest wywiad z Tymonem Tańskim. O ile do Jego doświadczeń muzycznych, drogi zawodowej i dokonań podchodzę z szacunkiem (jak do każdego, kto czegoś dokonał) o tyle zdumiały mnie jego „sądy ogólne” wygłoszone na wstępie artykułu.
Otóż stwierdził: „Szkoła (muzyczna) musiałaby ulec poważnej reformie, jeśli miałoby się coś zmienić, przede wszystkim dzieci w wieku 6 czy 7 lat nie kochają Mozarta, Beethovena czy Brahmsa. Jeżeli chce się dziecko kształcić w kierunku wybitnej instrumentalistki, należałoby przede wszystkim nauczyć kochać muzykę, czyli zainteresować na początek Pink czy Britney Spears. Powiedzmy sobie szczerze – muzyka klasyczna nikogo nie wzrusza, no może oprócz ludzi osłuchanych.”
Zdębiałem. A czy szkoła muzyczna nie wyrabia jednak wrażliwości na muzykę wartościową, w tym klasyczną? A gdzie jest lepsze miejsce na naukę „kochania” muzyki niż szkoła muzyczna? Czy aby na pewno dziecko po „nauczeniu miłości” z zastosowaniem Britney będzie chciało dalej cokolwiek się trudzić nad prawidłowym zagraniem mazurków Szopena?
Już widzę przełożenie podobnego myślenia na inne dziedziny, np. naukę języka. Po co uczyć jakichś niezrozumiałych poezji Norwida czy Goethego, zabijając w ten sposób „miłość” do literatury ? Przecież można tę „miłość” rozwijać czymś prostszym w formie i treści, np. absolwenci szkół sprzed 10 lat znaliby poezję dysko-polową typu: „Gaz, gaz, gaz, policja goni nas” lub „Olek, Olek, na prezydenta tylko ty”. No bo powiedzmy sobie szczerze – literatura „nikogo nie wzrusza, no może prócz ludzi” oczytanych i kulturalnych.
Po co w ogóle ta nauka? Śpiewać każdy może, a wyższą formą „wejścia w sztukę” jest udział w jakiejś edycji Idola, czy Baru.
Dalej pisze: „…Druga sprawa - szkoła muzyczna ze swoimi zachodnimi metodami nauczania edukuje w systemie, w którym wszystko podporządkowane jest ego. Ego to dyrektor, reżyser, dyrygent, kompozytor, a stu innych jełopów kształci się na instrumentalistów, którzy mają wykonać to dzieło. Muzycy niestety bardzo często są palantami, co jest spowodowane tym, że kształci się przeciętniaków w celu werbunku do legii kompozytora, legii jednego egola…”
Moja żona mówi, że jestem lotny. Myli się - wielu rzeczy nie rozumiem. Tego rozżalonego tekstu też. Tych żali, że „z tej masy muzyków tylko trzech może będzie wybitnych i zostanie solistami, podczas gdy reszta będzie w orkiestrze, orkiestrze tłumie.”
Proponuję, by Pan Tymon zaproponował reformę polskiego szkolnictwa muzycznego tak, by zagwarantować wszystkim absolwentom bycie SOLISTĄ - niezależnie od talentu i pracy.
Jestem również ciekaw "wschodnich metod nauczania".
Otóż stwierdził: „Szkoła (muzyczna) musiałaby ulec poważnej reformie, jeśli miałoby się coś zmienić, przede wszystkim dzieci w wieku 6 czy 7 lat nie kochają Mozarta, Beethovena czy Brahmsa. Jeżeli chce się dziecko kształcić w kierunku wybitnej instrumentalistki, należałoby przede wszystkim nauczyć kochać muzykę, czyli zainteresować na początek Pink czy Britney Spears. Powiedzmy sobie szczerze – muzyka klasyczna nikogo nie wzrusza, no może oprócz ludzi osłuchanych.”
Zdębiałem. A czy szkoła muzyczna nie wyrabia jednak wrażliwości na muzykę wartościową, w tym klasyczną? A gdzie jest lepsze miejsce na naukę „kochania” muzyki niż szkoła muzyczna? Czy aby na pewno dziecko po „nauczeniu miłości” z zastosowaniem Britney będzie chciało dalej cokolwiek się trudzić nad prawidłowym zagraniem mazurków Szopena?
Już widzę przełożenie podobnego myślenia na inne dziedziny, np. naukę języka. Po co uczyć jakichś niezrozumiałych poezji Norwida czy Goethego, zabijając w ten sposób „miłość” do literatury ? Przecież można tę „miłość” rozwijać czymś prostszym w formie i treści, np. absolwenci szkół sprzed 10 lat znaliby poezję dysko-polową typu: „Gaz, gaz, gaz, policja goni nas” lub „Olek, Olek, na prezydenta tylko ty”. No bo powiedzmy sobie szczerze – literatura „nikogo nie wzrusza, no może prócz ludzi” oczytanych i kulturalnych.
Po co w ogóle ta nauka? Śpiewać każdy może, a wyższą formą „wejścia w sztukę” jest udział w jakiejś edycji Idola, czy Baru.
Dalej pisze: „…Druga sprawa - szkoła muzyczna ze swoimi zachodnimi metodami nauczania edukuje w systemie, w którym wszystko podporządkowane jest ego. Ego to dyrektor, reżyser, dyrygent, kompozytor, a stu innych jełopów kształci się na instrumentalistów, którzy mają wykonać to dzieło. Muzycy niestety bardzo często są palantami, co jest spowodowane tym, że kształci się przeciętniaków w celu werbunku do legii kompozytora, legii jednego egola…”
Moja żona mówi, że jestem lotny. Myli się - wielu rzeczy nie rozumiem. Tego rozżalonego tekstu też. Tych żali, że „z tej masy muzyków tylko trzech może będzie wybitnych i zostanie solistami, podczas gdy reszta będzie w orkiestrze, orkiestrze tłumie.”
Proponuję, by Pan Tymon zaproponował reformę polskiego szkolnictwa muzycznego tak, by zagwarantować wszystkim absolwentom bycie SOLISTĄ - niezależnie od talentu i pracy.
Jestem również ciekaw "wschodnich metod nauczania".
Re: Wywiad z Tymonem Tymańskim (EiS 07/2006)
...W ostatnim numerze Estrady i Studia (07/2006) opublikowany jest wywiad z Tymonem Tańskim...
******************
Oczywiście Tymańskim. Przepraszam.
******************
Oczywiście Tymańskim. Przepraszam.
Re: Wywiad z Tymonem Tymańskim (EiS 07/2006)
Już widzę przełożenie podobnego myślenia na inne dziedziny, np. naukę języka. Po co uczyć jakichś niezrozumiałych poezji Norwida czy Goethego, zabijając w ten sposób „miłość” do literatury ? Przecież można tę „miłość” rozwijać czymś prostszym w formie i treści, np. absolwenci szkół sprzed 10 lat znaliby poezję dysko-polową typu: „Gaz, gaz, gaz, policja goni nas” lub „Olek, Olek, na prezydenta tylko ty”. No bo powiedzmy sobie szczerze – literatura „nikogo nie wzrusza, no może prócz ludzi” oczytanych i kulturalnych.
**********************************************************
Chcialbym tylko niesmialo zwrocic uwage, ze aby rozwinac u dzieci milosc do lektury nie serwuje im sie od razu Joyce'aa, Manna czy Goethego ale czyta im sie bajki, pozniej daje do samodzielnego przeczytania "Plastusiowy pamietnik" itd.
-
- Posty:243
- Rejestracja:czwartek 21 paź 2004, 00:00
Re: Wywiad z Tymonem Tymańskim (EiS 07/2006)
Mnie szkoła muzyczna zniechęciła do grania...całe szczęście, że później sam odnalazłem własną drogę, po której stąpam po dziś dzień, a było to tak: ojciec gitarzysta, grał też na trąbce trochę na flecie poprzecznym...postanowił, że będę grał no i posłał małego mnie do szkoły muzycznej. Oczywiście egzamin (prosty, no ale zawsze) i jaki instrument zgadnijcie mi wciśnięto ? Skrzypce...i tak się uczyłem na nich aż do momentu kiedy Pani Od Skrzypiec (wybitny pedagog) przegięła i zatraciłem cały zapał (trwało to cały okres podstawowej szkoły muzycznej). Potem były etapy poszukiwań...bas, gitara, piano miałem wraz ze skrzypcami więc mnie już nie kręciło...i nagle znalazłem...sam, nie pamiętając Mozarta, Rahmaninova, Bacha i innych wielkich tego świata...obrałem głośny i niezbyt prosty (jak się potem okazało instrument) perkusję. I tak jest do dziś. Powiem tyle nie mówię, żeby nie uczyć klasyki bo owszem wyrabia słuch, utwory nie należą do prymitywnych, wyczu;ają na piękno ale bez przesady...mały rozumek dziecka nie jest tak do końca podatny na to piękno, które serwuje muzyka klasyczna. Mówie się, że młodego człowieka się urabia, jak plastelinę, socjalizuje się on w społeczństwie od pierwszych chwil swojego życia lecz apeluję o rozwagę. Mi ta szkoła muzyczna bardziej zaszkodziła niż pomogła. Byłem także zbyt młody aby dokonać wyboru jaki instrument tak na prawdę mi się podoba. Był to lekki przymus. Nie były to ambicje mojego ojca on chciał po prostu żebym też grał i ja będę chciał żeby grały moje dzieci, ale nie będę ich do niczego zmuszał. Co jest jeszcze śmieszne...już wtedy słuchałem muzyki, której słuchał mój ojciec: Deep Purple, Led Zeppelin, Budgie itd i te skrzypce mi jakoś nie leżały
To była moja klasyka.

Re: Wywiad z Tymonem Tymańskim (EiS 07/2006)
Chciłbym nieśmiało zauważyć, że słusznie zauważyłeś....jednakże te dwie sytuacje (pierwszy kontakt z literaturą i pierwszy kontakt z muzyką) odbywają się na zupełnie innych etapach życia człowieka. Pierwszy kontakt z muzyką ( i jej odbiorem w pełni emocjonalnym, a więc dojrzałym) może zaistnieć u bardzo małego dziecka. Dzieci odbierają muzykę TAK SAMO jak dorośli, bez względu na to ile maja lat. Muzyka po prostu budzi emocje. Nie trzeba mieć kompletnie żadnych fizycznych umiejetności do odbioru muzyki (poza fizycznym słyszeniem) by móc muzyke odbierać.
By zaś zetknąc z się z literaturą trzeba się najpierw nauczyc czytać...i do tego sluzyć może literatura dziecieca.
Pozdrawiam
By zaś zetknąc z się z literaturą trzeba się najpierw nauczyc czytać...i do tego sluzyć może literatura dziecieca.
Pozdrawiam
przed użyciem programu zapoznaj się treścią instrukcji załączonej do opakowania bądź skonsultuj się z producentem lub dystrybutorem oprogramowania...
Re: Wywiad z Tymonem Tymańskim (EiS 07/2006)
ja mialem podobna sytuacje
bylem w muzycznej na pianinie...
od dziecka kochalem grac, ale akurat nie klasyke...
oczywiscie nie mam nic przeciwko klasyce...
ale kiedy raz wszedlem do salki przed "profesorem" i ten zza drzwi uslyszal jak gram cos chyba Steve Wondera, to w lecial z hukiem, trzasnal mi klapa o rece i kazal przyjsc z rodzicami.
po przysjciu oczywiscie to on dostal taki OPR od moich raodzicow, jakiego nigdy nie widzialem, \\
ale to , i kilka innych sytuacji, kiedy nauczyciel dawal wyraznie do zrozumeinia ze cala to kultura pop-rock itd to syf, po prostu mi sie odechcialo i ledow co, ale skonczylem szole
pozniej przezucilem sie na gitare, ale co sie swoje naczylem na teorii to sie nauczylem :D
pozdrawiam
bylem w muzycznej na pianinie...
od dziecka kochalem grac, ale akurat nie klasyke...
oczywiscie nie mam nic przeciwko klasyce...
ale kiedy raz wszedlem do salki przed "profesorem" i ten zza drzwi uslyszal jak gram cos chyba Steve Wondera, to w lecial z hukiem, trzasnal mi klapa o rece i kazal przyjsc z rodzicami.
po przysjciu oczywiscie to on dostal taki OPR od moich raodzicow, jakiego nigdy nie widzialem, \\
ale to , i kilka innych sytuacji, kiedy nauczyciel dawal wyraznie do zrozumeinia ze cala to kultura pop-rock itd to syf, po prostu mi sie odechcialo i ledow co, ale skonczylem szole
pozniej przezucilem sie na gitare, ale co sie swoje naczylem na teorii to sie nauczylem :D
pozdrawiam
Proszę zanotować! "odmawia wypisania spisu sprzętu studyjnego w sygnaturce"
Re: Wywiad z Tymonem Tymańskim (EiS 07/2006)
Każda szkoła jest z reguły nielubiana, bo zmusza do pracy, wysiłku, a tego normalny człowiek nie lubi.
Lecz trudno wyobrazić sobie bycie dobrym w jakiejś dziedzinie bez ciężkiej pracy właśnie.
Niccolo Paganini powiedział kiedyś:
Gdy nie gram (nie ćwiczę) dzień - czują to moje palce,
gdy nie gram 2 dni - czuje to moja ręka,
gdy nie gram 3 dni - czuje to moja publiczność.
Lecz trudno wyobrazić sobie bycie dobrym w jakiejś dziedzinie bez ciężkiej pracy właśnie.
Niccolo Paganini powiedział kiedyś:
Gdy nie gram (nie ćwiczę) dzień - czują to moje palce,
gdy nie gram 2 dni - czuje to moja ręka,
gdy nie gram 3 dni - czuje to moja publiczność.
- OYCIECPIOTR
- Posty:237
- Rejestracja:wtorek 25 lut 2003, 00:00
Re: Wywiad z Tymonem Tymańskim (EiS 07/2006)
...Każda szkoła jest z reguły nielubiana, bo zmusza do pracy, wysiłku, a tego normalny człowiek nie lubi.
***********************
ja tylko od siebie dodam, że skończyłem szkołę podstawową (całe 8 klas) i zawsze miałem 5 z muzyki, mimo, że nigdy nie nauczyłem się nut. Jak trzeba było grać na flecie, to uczyłem się na pamięć i udawałem, że wlepiam wzrok w nuty. Leciałem na dobrej opinii i miałem szczęście, ale nigdy się to nie wydało. Potem nauczyłem się grać na gitarze, na akordach, których nazwy też nigdy nie chciało mi się nauczyć. Napisałem potem naprawdę sporo piosenek, niektóre z nich grane były przez zawodowych muzyków, choć czasem za cholerę nie mogli zagrać tego, co ja nagrałem (stroiłem gitarę tak, jak nikt inny na świecie i opracowałem ,,swoje" akordy). Po wielu latach takich jaj stwierdzam, że właściwie nie umiem grać, śpiewać i nie chciałbym być muzykiem-wykonawcą, bo nie mam do tego talentu. Mimo tego wydaję niemal każdy grosz na sprzęt, bo strasznie mnie kręci nagrywanie i tworzenie dzwięków, których nie umiem nazwać (a przydałoby mi się to w przygotowywaniu fortepianówek do ZAIKSu).
Inna sprawa, gdy w utworze posłużymy się np. przesterowaną gitarą o zupełnie luźnych, nienastrojonych strunach (mamy do tego prawo) - nie da się tego zapisać w nutach a dźwięk jakiś JEST...
Mam naprawdę wielkie respekty dla wszystkich, którzy strawili większą część swego życia na ćwiczeniach i nauce (zamiast jak ja, na lewiźnie).
Wzbudzają czasem mój szczery podziw techniką gry, ale jeśli nie ma w tym TEGO CZEGOŚ, co skręca duszę, to szybko mnie nudzą. O to COŚ właśnie w muzyce chodzi (wg. mnie). I jakże trudno tego (się) nauczyć.
***********************
ja tylko od siebie dodam, że skończyłem szkołę podstawową (całe 8 klas) i zawsze miałem 5 z muzyki, mimo, że nigdy nie nauczyłem się nut. Jak trzeba było grać na flecie, to uczyłem się na pamięć i udawałem, że wlepiam wzrok w nuty. Leciałem na dobrej opinii i miałem szczęście, ale nigdy się to nie wydało. Potem nauczyłem się grać na gitarze, na akordach, których nazwy też nigdy nie chciało mi się nauczyć. Napisałem potem naprawdę sporo piosenek, niektóre z nich grane były przez zawodowych muzyków, choć czasem za cholerę nie mogli zagrać tego, co ja nagrałem (stroiłem gitarę tak, jak nikt inny na świecie i opracowałem ,,swoje" akordy). Po wielu latach takich jaj stwierdzam, że właściwie nie umiem grać, śpiewać i nie chciałbym być muzykiem-wykonawcą, bo nie mam do tego talentu. Mimo tego wydaję niemal każdy grosz na sprzęt, bo strasznie mnie kręci nagrywanie i tworzenie dzwięków, których nie umiem nazwać (a przydałoby mi się to w przygotowywaniu fortepianówek do ZAIKSu).
Inna sprawa, gdy w utworze posłużymy się np. przesterowaną gitarą o zupełnie luźnych, nienastrojonych strunach (mamy do tego prawo) - nie da się tego zapisać w nutach a dźwięk jakiś JEST...
Mam naprawdę wielkie respekty dla wszystkich, którzy strawili większą część swego życia na ćwiczeniach i nauce (zamiast jak ja, na lewiźnie).
Wzbudzają czasem mój szczery podziw techniką gry, ale jeśli nie ma w tym TEGO CZEGOŚ, co skręca duszę, to szybko mnie nudzą. O to COŚ właśnie w muzyce chodzi (wg. mnie). I jakże trudno tego (się) nauczyć.
[URL=http://chomikuj.pl/MISIORPLIKI/SAMPLE+24bity]darmowe sample analogów[/URL]
Re: Wywiad z Tymonem Tymańskim (EiS 07/2006)
**********************************************************
Chcialbym tylko niesmialo zwrocic uwage, ze aby rozwinac u dzieci milosc do lektury nie serwuje im sie od razu Joyce'aa, Manna czy Goethego ale czyta im sie bajki, pozniej daje do samodzielnego przeczytania "Plastusiowy pamietnik" itd. ...
**********************
Ja tez, uczac sie w szkole muzycznej, nie od razu gralem Szopena, ale zaczynalem od "Latwych utworow na fortepian" na ten przyklad....
Chcialbym tylko niesmialo zwrocic uwage, ze aby rozwinac u dzieci milosc do lektury nie serwuje im sie od razu Joyce'aa, Manna czy Goethego ale czyta im sie bajki, pozniej daje do samodzielnego przeczytania "Plastusiowy pamietnik" itd. ...
**********************
Ja tez, uczac sie w szkole muzycznej, nie od razu gralem Szopena, ale zaczynalem od "Latwych utworow na fortepian" na ten przyklad....
Re: Wywiad z Tymonem Tymańskim (EiS 07/2006)
Mnie do szkoly muzycznej przyjeli tylko na trabke bo ponoc bylem za stary na gre na pianinie.Przy poboze w pokoju siedzialy dwie baby i zagladaly mi w paszcze jak koniowi (mialem wtedy przerwe pomiedzy jedynkami u gory).Orginalnie chcialem isc na klarnet (bo takowy mialem w domu) ale z powodu wady uzebienia wzieli mnie na trabke.
Na lekcjach nie rzadkim procederm bylo dostac piescia w brzuch (nawet na wizytacjach rodzicow) z powodu zle nabieranego oddechu...
Chodzilem do niej 2,5 roku i olalem to...
muzyka zajmuje sie w sumie od 8 roku zycia (27 lat mam teraz) i w sprzet mam wkladam wiekszosc kasy ktora zarabiam...
Jedyne czego zaluje to to ze zapomnialem wiekszosc z teorii ktora mnie tam uczyli...ale muzy nigdy nie pozucilem i staram sie wokolo niej sobie zycie ulozyc i zgadzam sie z panem Tymanskim.
Z calym szacunkim slucham tez czasem muzyki powaznej i innych klasykow ale tez jestem zdania ze tego typu rzeczy powinny byc serwowane potem i raczej z wyboru niz z nacisku.Bez urazy ale w tym tez dopatruje tez po czesci lichej jakosci "show biznesu"...wszyscy sa tak super wyksztalceni ze az wyprani i zamknieci i nie sa w stanie isc z epoka do przodu lub przez brak odpowiedniej edukacji ktory moze byc tlumaczony nieprawidlowym systemem nauczania (jak to opisywal p. Tymanski)
Tak czy inaczej ten ktory kocha muzyke na przekor wszystkiemu bedzie sie nia interesowal lub zajmowal i nawet niepowodzenia nie beda go w stanie od niej odciagnac...ale na pewno sa tez tacy ktorzy przez caly ten system stracili nieco ze swej wiary i zaangazowania...
Na lekcjach nie rzadkim procederm bylo dostac piescia w brzuch (nawet na wizytacjach rodzicow) z powodu zle nabieranego oddechu...
Chodzilem do niej 2,5 roku i olalem to...
muzyka zajmuje sie w sumie od 8 roku zycia (27 lat mam teraz) i w sprzet mam wkladam wiekszosc kasy ktora zarabiam...
Jedyne czego zaluje to to ze zapomnialem wiekszosc z teorii ktora mnie tam uczyli...ale muzy nigdy nie pozucilem i staram sie wokolo niej sobie zycie ulozyc i zgadzam sie z panem Tymanskim.
Z calym szacunkim slucham tez czasem muzyki powaznej i innych klasykow ale tez jestem zdania ze tego typu rzeczy powinny byc serwowane potem i raczej z wyboru niz z nacisku.Bez urazy ale w tym tez dopatruje tez po czesci lichej jakosci "show biznesu"...wszyscy sa tak super wyksztalceni ze az wyprani i zamknieci i nie sa w stanie isc z epoka do przodu lub przez brak odpowiedniej edukacji ktory moze byc tlumaczony nieprawidlowym systemem nauczania (jak to opisywal p. Tymanski)
Tak czy inaczej ten ktory kocha muzyke na przekor wszystkiemu bedzie sie nia interesowal lub zajmowal i nawet niepowodzenia nie beda go w stanie od niej odciagnac...ale na pewno sa tez tacy ktorzy przez caly ten system stracili nieco ze swej wiary i zaangazowania...
http://profile.myspace.com/szymonszulc