Z życia wzięte
Czy to tak naprawdę trudno wpiąć się kabelkiem do miksera?
Totalna żenada..
**********************
Wpinanie się w mixer jest czymś genialnym? i gwarantuje dobry dźwięk? Wątpię. Żenada.
Totalna żenada..
**********************
Wpinanie się w mixer jest czymś genialnym? i gwarantuje dobry dźwięk? Wątpię. Żenada.
SONY VAIO, MOTU Traveler, Presonus Digimax FS, ADAM A7
Re: Z życia wzięte
Raz w życiu opierdzieliłem akustyka na koncercie. Zwykle się nie wtrącam - nie kręcę, to nie marudzę, gram swoje i już, ale tym razem nie dałem rady, Pan powiedzmy "Kazik" czy inny ziutek miał do opanowania dwa mikrofony (wokal i trąbkę z akordeonem - reazem, bo nikt mu nie powiedział, że do mikrofonu to wypada mieć statyw, więc mprzypadkiem wziął jeden na 3 mikrofony), żadnych monitorów. Jako, że mikrofony były jakieś noname, to dałem mu na wszelki wypadek zabraną moją 58z żeby wokal jakotako brzmiał. Przez cały występ sprzęgało, w połowie nie wytrzymałem, przerwałem granie i poprosiłem by coś z tymi sprzężeniami zrobił.
Po występie wymyślił, że to moja 58 sprzęgała...
Po występie wymyślił, że to moja 58 sprzęgała...
www.surogat.pl
Re: Z życia wzięte
Po występie wymyślił, że to moja 58 sprzęgała... ...
**********************
widzisz... bo on umiał kręcić tylko na swoich no-name

Mały event kameralny w sali. Wokal mikrofon + pianista nie nagłośniony a ich kolega siedzi i słucha. Próba. Po próbie kolega mówi: fajnie brzmi tylko jakbys jeszcze mógł trochę środka z fortepianu zdjąć... (zresztą często mam takie sytuacje)
[addsig]
lubie rockenrola, PGR'y i inne bajery
Re: Z życia wzięte
A ja wśród wielu zabawnych sytuacji wspominam np. tę: dostałem płytę z podkładami i tzw. rozpiską - który numer w jakiej kolejności. Pani Artystka - nikt nie chciałby tego słyszeć, to nawet ciężko zarzynaniem nazwać... ;) - płakałem "ze wzruszenia" przez całe 40 minut recitalu, bo takich boków lata nie słyszałem, przy trzecim numerze skapitulowałem i w kucki - coby publika nie widziała - ryczałem jak bóbr. Ale czara "goryczy" się przelała, przy czwartym numerze. Mniej więcej w okolicach drugiego refrenu Artystka woła do mnie - tak wprost do mikrofonu, przy full publice: "Halo, halo! Panie akustyku, to nie ten podkład, proszę włączyć następny z tej płyty, pomyliłam numer", co też usłużnie zrobiłem i poległem. Po czym Pani Artystka zaczęła śpiewać... tę samą piosenkę do nowego podkładu ;) O tym, że w trakcie owego 40-minutowego "recitalu" przebierała się dwa razy, a w międzyczasie na scenie produkował się młody chłopak z chórków, opowiadając fragmenty jej życiorysu nie wspomnę :)
A nieco poza tematem, ale też muzyczne :) Z siebie samego się śmieję się po latach, kiedy przypomnę sobie, jak w okolicach 80.-któregoś roku, byłem na tzw. OHP (ktoś to jeszcze pamięta? :D ) w byłym NRDówku. W tzw. Magdeburgu :) Podczas jednej z wycieczek zauważyliśmy ze znajomym plakat, oczywiście w ichnim narzeczu, czego kompletnie nie rozumieliśmy, ale istotne było to, że facet na owym plakacie miał poważny statyw, na którym stały dwa syntezatory. Cóż, taka gratka być w owych latach na koncercie muzyki elektronicznej nie zdarza się często! Wyprosiliśmy u opiekunów grupy, żeby nas puścili. No i poszliśmy, cudem - znaczy się na migi - kupiliśmy bilety. Za ciężkie - jak dla nas pieniądze. Ale czego nie robi się dla muzyki, kiedy człowiek słucha jakiegoś Żara, Vangelisa itd. W sali koncertowej zdziwiła nas nieco kameralna sceneria, niewielkie nagłośnienie, ale co tam, byliśmy dobrej myśli. W końcu wyszedł On. I mówił. Dużo mówił... Stanowczo za dużo, a o we syntezatory stały i się kurzyły. Mówił, a ludzie od czasu do czasu reagowali na owe gadanie śmiechem... W końcu zasiadł za klawiszem i zagrał... piosenkę zaangażowaną :) Okazało się, że to był kabareciarz polityczny, tyle, że sam-sobie-akompaniujący:) Po pierwszym utworze śmialiśmy się razem z Niemcami. Tyle, że nie w ząb nie rozumiejąc o czym facet gada, śmialiśmy się z własnej głupoty :) Wszystkiemu winny niewinny plakat z jakąś DX7... ;)
PoZdrówka,
Jacek
A nieco poza tematem, ale też muzyczne :) Z siebie samego się śmieję się po latach, kiedy przypomnę sobie, jak w okolicach 80.-któregoś roku, byłem na tzw. OHP (ktoś to jeszcze pamięta? :D ) w byłym NRDówku. W tzw. Magdeburgu :) Podczas jednej z wycieczek zauważyliśmy ze znajomym plakat, oczywiście w ichnim narzeczu, czego kompletnie nie rozumieliśmy, ale istotne było to, że facet na owym plakacie miał poważny statyw, na którym stały dwa syntezatory. Cóż, taka gratka być w owych latach na koncercie muzyki elektronicznej nie zdarza się często! Wyprosiliśmy u opiekunów grupy, żeby nas puścili. No i poszliśmy, cudem - znaczy się na migi - kupiliśmy bilety. Za ciężkie - jak dla nas pieniądze. Ale czego nie robi się dla muzyki, kiedy człowiek słucha jakiegoś Żara, Vangelisa itd. W sali koncertowej zdziwiła nas nieco kameralna sceneria, niewielkie nagłośnienie, ale co tam, byliśmy dobrej myśli. W końcu wyszedł On. I mówił. Dużo mówił... Stanowczo za dużo, a o we syntezatory stały i się kurzyły. Mówił, a ludzie od czasu do czasu reagowali na owe gadanie śmiechem... W końcu zasiadł za klawiszem i zagrał... piosenkę zaangażowaną :) Okazało się, że to był kabareciarz polityczny, tyle, że sam-sobie-akompaniujący:) Po pierwszym utworze śmialiśmy się razem z Niemcami. Tyle, że nie w ząb nie rozumiejąc o czym facet gada, śmialiśmy się z własnej głupoty :) Wszystkiemu winny niewinny plakat z jakąś DX7... ;)
PoZdrówka,
Jacek
Re: Z życia wzięte
To i ja coś dorzucę..
w pewnym mieście "X" :) w południowo-wschodniej Polszy istnieje sobie pewien klub i znany organizator koncertów.. nazwę go nieco ironicznie "uprzejmy":)
W owym klubie supportowałem kiedys Blade Loki ze swoją kapelka i jeszcze jedna miejscową... Klub tragiczny pod kątem akustyki, ale sprzęt nowiuski, całkiem niezły, wypożyczony z lokalnego centrum kultury i do obsługi zaciągnięty oczywiście jakiś pan. np Franciszek, dla którego - jak sie potem okazalo - ów nowy sprzęt był jeszcze jednym wielkim labiryntem. Blade loki jako kapela na poziomie przyjechali z własnym realizatorem (który nie był w cienie bity) i jakież było zdziwienie owego pana Franciszka, gdy ten chciał osobiście zająć sie realizacją nagłosnienia w czasie koncertu BL.
Moja kapela miała tego pecha, że gralismy jako pierwsi, bez własnego realizatora, zdani na pana Franka i jego żone (chyba...) :) O tym jaka to była kicha nie chcę mówić...Nie mógł tego w ogóle opanować. Ci co byli po nas, słysząc i widząc co sie dzieje, dogadali się z realizatorem BL i za niewielka opłata ich nagłaśniał właśnie on.
w pewnym mieście "X" :) w południowo-wschodniej Polszy istnieje sobie pewien klub i znany organizator koncertów.. nazwę go nieco ironicznie "uprzejmy":)
W owym klubie supportowałem kiedys Blade Loki ze swoją kapelka i jeszcze jedna miejscową... Klub tragiczny pod kątem akustyki, ale sprzęt nowiuski, całkiem niezły, wypożyczony z lokalnego centrum kultury i do obsługi zaciągnięty oczywiście jakiś pan. np Franciszek, dla którego - jak sie potem okazalo - ów nowy sprzęt był jeszcze jednym wielkim labiryntem. Blade loki jako kapela na poziomie przyjechali z własnym realizatorem (który nie był w cienie bity) i jakież było zdziwienie owego pana Franciszka, gdy ten chciał osobiście zająć sie realizacją nagłosnienia w czasie koncertu BL.
Moja kapela miała tego pecha, że gralismy jako pierwsi, bez własnego realizatora, zdani na pana Franka i jego żone (chyba...) :) O tym jaka to była kicha nie chcę mówić...Nie mógł tego w ogóle opanować. Ci co byli po nas, słysząc i widząc co sie dzieje, dogadali się z realizatorem BL i za niewielka opłata ich nagłaśniał właśnie on.
Re: Z życia wzięte
Też miałem ciekawą historyjke....
Gram sobie w kapeli coverowej (lepiej brzmi niż weselna prawda?:) i mieliśmy grać zabawę na dniach dość niewielkiego miasteczka. Przed nami cały dzień różnych występów, pokazów, kilka przeróżnych kapel od ludowych do metalowych z koncertem znanej gwiazdy na koniec. Przyjechałem tam dużo wcześniej z kolegą, patrzę : scena dobra, sporo światła na wieczór przygotowane tylko tak jakoś cicho z tej sceny...Zorientowałem się, że nad sceną wiszą dwa mikrofony marki "pierwsze słyszę". Kiedy na scenie pojawił się zespół brakedancerów (to taki taniec na głowie jak to Andrzej L. mówił) i zaczął popisy do boomboxa (nic nie szło na przody !!) z ciekawości spytałem się konferansjera o co chodzi i dowiedziałem się że sprzęt przywiozła jakaś firma z tym że akustyka nie ma i nikt nie wiedział jak to wszystkiego razem podłączyć. Wziąłem łyk talentu, parę naszych mikrofonów, kompresorów i bramek i zacząłem kombinować na scenie.Od razu mówię, że nigdy wcześniej w zyciu nie zajmowałem się nagłaśnianiem, był to jeden jedyny raz. Starałem się przypomnieć sobie wszystko co kiedyś przeczytałem w naszym czasopiśmiena temat nagłaśniania. Kiedy zaczęło wszystko grać na przodach organizatorka była wniebowzięta ( już jej nawet nie mówiłem ile kabli na krótko jest podpiętych i jaka tam jest partyzantka, że cd idzie z boomboxa przez mikrofon itp). Do samego występu naszej kapeli uwijałem się na scenie. W międzyczasie dojechał akustyk ale pani Ewa stwierdziła zeby niczego nie psuł bo jest dobrze.
Jaki z tego morał? Wiele świetnych przygód było przytoczonych w tym wątku i uśmiałem się porządnie ale myślę że to co opisałem jest przykładem na TOTALNE olewanie imprez live przez organizatorów. Olewanie to tyczy się głównie spraw technicznych więc nie dziwię się, że takie jazdy na imprezach macie. Dobrze że wyczytałem w którymś poście że pojawiają się osoby do tego wyszkolone. Jeżeli jest przyzwolenie na takie sytuacje, w których sprzęt obsługuje ktoś nie mający pojęcia o tej dziedzinie to naprawdę wszystkiego się można spodziewać. Cieszę się, gdy czytam od was ze ta sytuacja powoli sie poprawia. Oby tak było dalej...
Gram sobie w kapeli coverowej (lepiej brzmi niż weselna prawda?:) i mieliśmy grać zabawę na dniach dość niewielkiego miasteczka. Przed nami cały dzień różnych występów, pokazów, kilka przeróżnych kapel od ludowych do metalowych z koncertem znanej gwiazdy na koniec. Przyjechałem tam dużo wcześniej z kolegą, patrzę : scena dobra, sporo światła na wieczór przygotowane tylko tak jakoś cicho z tej sceny...Zorientowałem się, że nad sceną wiszą dwa mikrofony marki "pierwsze słyszę". Kiedy na scenie pojawił się zespół brakedancerów (to taki taniec na głowie jak to Andrzej L. mówił) i zaczął popisy do boomboxa (nic nie szło na przody !!) z ciekawości spytałem się konferansjera o co chodzi i dowiedziałem się że sprzęt przywiozła jakaś firma z tym że akustyka nie ma i nikt nie wiedział jak to wszystkiego razem podłączyć. Wziąłem łyk talentu, parę naszych mikrofonów, kompresorów i bramek i zacząłem kombinować na scenie.Od razu mówię, że nigdy wcześniej w zyciu nie zajmowałem się nagłaśnianiem, był to jeden jedyny raz. Starałem się przypomnieć sobie wszystko co kiedyś przeczytałem w naszym czasopiśmiena temat nagłaśniania. Kiedy zaczęło wszystko grać na przodach organizatorka była wniebowzięta ( już jej nawet nie mówiłem ile kabli na krótko jest podpiętych i jaka tam jest partyzantka, że cd idzie z boomboxa przez mikrofon itp). Do samego występu naszej kapeli uwijałem się na scenie. W międzyczasie dojechał akustyk ale pani Ewa stwierdziła zeby niczego nie psuł bo jest dobrze.
Jaki z tego morał? Wiele świetnych przygód było przytoczonych w tym wątku i uśmiałem się porządnie ale myślę że to co opisałem jest przykładem na TOTALNE olewanie imprez live przez organizatorów. Olewanie to tyczy się głównie spraw technicznych więc nie dziwię się, że takie jazdy na imprezach macie. Dobrze że wyczytałem w którymś poście że pojawiają się osoby do tego wyszkolone. Jeżeli jest przyzwolenie na takie sytuacje, w których sprzęt obsługuje ktoś nie mający pojęcia o tej dziedzinie to naprawdę wszystkiego się można spodziewać. Cieszę się, gdy czytam od was ze ta sytuacja powoli sie poprawia. Oby tak było dalej...
Re: Z życia wzięte
Z koncertów
- Można zdjąć ten delay z mojego wokalu?
- To nie delay, to ściana.
- Na gitarę poproszę delay, jedno odbicie, 105ms, na trąbkę też i ewentualnie na chórki.
(A potem koncert jest na takim poziomie głośności (gitara), że naprawdę nie ma różnicy, czy ten delay jest w ogóle).
- Z publiki mówią mi, że nie słychać tekstów
(podczas gdy gitara gra prawie samymi 4kHz w betonowym klubie, ewentualnie dwie/trzy osoby śpiewają ten sam tekst, ale totalnie w różnym timie).
Znany gitarzysta/wokalista punk-rockowy konsekwentnie podnosi wzmocnienie na piecu, doprowadzając do totalnie nieopanowanego sprzęgu gitara-piec-mikrofon-odsłuch, do kompletu zagłuszając sobie wokal i domagając się podgłośnienia odsłuchu. Mało nie przerwał koncertu.
Gitarzysta z zespołu będącego "gwiazdą" jakiegoś przeglądu: "Tylko przystaw mikrofon i w ogóle nie ruszaj korekcji na przodach!"
Publika: "przycisz te bębny!" (ew. trąbkę, piec gitarowy, basowy itd)
Wokalista zespołu ludowego uparcie śpiewający prosto do SM81 bez gąbki, mimo że koło niego stoi SM58, a pojemność jest używana do skrzypiec.
I najlepsze. Gra londyński Ulterior, elektronika, zmasakrowana przesterem gitara, wokal w tle wrzeszczący manifesty plus nawalające bębny. Przed nimi gra młoda lokalna kapela, z wokalistą o niezbyt dużej mocy głosu ale dużych ambicjach: "Chcemy być przynajmniej tak głośno jak oni!".
- Można zdjąć ten delay z mojego wokalu?
- To nie delay, to ściana.
- Na gitarę poproszę delay, jedno odbicie, 105ms, na trąbkę też i ewentualnie na chórki.
(A potem koncert jest na takim poziomie głośności (gitara), że naprawdę nie ma różnicy, czy ten delay jest w ogóle).
- Z publiki mówią mi, że nie słychać tekstów
(podczas gdy gitara gra prawie samymi 4kHz w betonowym klubie, ewentualnie dwie/trzy osoby śpiewają ten sam tekst, ale totalnie w różnym timie).
Znany gitarzysta/wokalista punk-rockowy konsekwentnie podnosi wzmocnienie na piecu, doprowadzając do totalnie nieopanowanego sprzęgu gitara-piec-mikrofon-odsłuch, do kompletu zagłuszając sobie wokal i domagając się podgłośnienia odsłuchu. Mało nie przerwał koncertu.
Gitarzysta z zespołu będącego "gwiazdą" jakiegoś przeglądu: "Tylko przystaw mikrofon i w ogóle nie ruszaj korekcji na przodach!"
Publika: "przycisz te bębny!" (ew. trąbkę, piec gitarowy, basowy itd)
Wokalista zespołu ludowego uparcie śpiewający prosto do SM81 bez gąbki, mimo że koło niego stoi SM58, a pojemność jest używana do skrzypiec.
I najlepsze. Gra londyński Ulterior, elektronika, zmasakrowana przesterem gitara, wokal w tle wrzeszczący manifesty plus nawalające bębny. Przed nimi gra młoda lokalna kapela, z wokalistą o niezbyt dużej mocy głosu ale dużych ambicjach: "Chcemy być przynajmniej tak głośno jak oni!".
[URL=http://dziecineo.prv.pl/Nie dzieciom neo!][/URL]
Re: Z życia wzięte
Grałem kiedyś w kowerowym zespole i mieliśmy wystąpiś w jednym z najlepszych klubów za super kasę. Uzgodniliśmy, że zaśpiewam w każdym z trzech bloków po jednym bluesowym kawałku żeby nasza wokalistka mogła odpocząć. Niespodziewanie dopadła mnie angina i to taka, że skala mojego głosu zaczęła się katastrofalnie zmniejszać. W dzień występu mogłem zaśpiewać tylko 3 nuty. Katastrofa. Ale postanowiłem zaryzykować. Zaśpiewałem w pierwszym bloku na 3 nutach które mi pozostały. Ludzie klaszczą - spodobało się?! W drygim bloku pozostały mi tylko 2 nuty w głosie, ale zaryczałem na nich kolejnego bluesa - rewelacja! W trzecim bloku pozostała mi z powodu wyczerpania gardła tylko 1 nuta na której bezczelnie zachrzypiałem jeszcze jeden kawałek - triumf!!! Po występie kompletnie straciłem głos. Dotychczas nie mogę uwierzyć w sukces tego występu. A jednak tak właśnie było.

Re: Z życia wzięte
to niektórzy pala mnóstwo fajek i wypijają rzeki piwa by taki efekt uzyskać hehe, na gratulacje, szkoda tylko ze koncercik nie był rejestrowany
pozdr
Re: Z życia wzięte
