Zatem, obserwując to jak niektóre top'owe produkcje są obrabiane, można zobaczyć całkiem interesujące rzeczy. Jedne mają typowy hard limiting z króciutkim czasem release (twarde, wyraźnie, niezwałkowane transjenty, oraz twarde brzmienie), a inne wałkowane są na soft clipper'ze (miekki płynący, z wygładzonymi transjentami). I ma to o tyle sens że, korelują z charakterem piosenki (czyli masteringowiec wybrał mądrze sposób maximizacji). O ile tak jak obrazów nie powinno się wąchać, tak samo nie powinno się oglądać muzyki (czy jest dobrze - ma być słychać). Ale widać ewidentnie kto użył przy masteringu krótkiego czasu dla limitera, a kto długiego. I nie mylić tego z "przesterem"! W pokazanych obrazkach nie ma żadnego przesteru. Szczyty są ograniczone. A jak? To już kwestia sposobu pracy limitera.
Coraz częściej widzę i słyszę również hard clipping w nagraniach. Wielu inżynierów coraz chętniej stosuje tę metodę "dobijania", kiedy chcą ocalić punch miksu. Nie da się ukryć że, metoda ta ma w sobie ogromny potencjał i mimo ścinania wierzchołków nie niszczy transjentów (mowa o efekcie słyszalnym, nie rzeczywistym). Umiejętnie użyta nie zdradzi ani grama nieprzyjemnych zniekształceń w słyszalnym sygnale.
Do kolegi postującego: Tego rodzaju obróbka nazywa się maximizacją i wykonywana jest wespół z kompresją i limitowaniem. Wśród narzędzi VST częściej stosuje się zautomatyzowany limiter z kompensacją głośności - przykładowo Ozone Maximizer lub Kratos Maximizer. Jednak jak napisałem wyżej, jest wiele czynników wpływających na to jak ukształtowany będzie finalny sygnał. Nie oglądaj miksów, tylko analizuj przy pomocy narzędzi pomiarowych, słuchaj jak brzmią w kontekście zaobserwowanych cech i wyciągaj wnioski. Po to żeby samemu później zastosować podobną metodę.
Przy okazji: Wytyczne odnośnie głośności ustanowione dla parametru DR są dla mnie troszeczkę zabawne. O ile dbanie o to żeby nagrania nie były zniszczone dobre, to "miernikowe" dane nie uwzględniają realnego brzmienia i stylu muzyki. Co z tego że miernik pokazuje na czerwono, jeżeli nagrania samo w sobie gra gładko i niemiłosiernie kopie? Widać to ewidentnie po zbiorczej tabeli albumów muzycznych http://www.dr.loudness-war.info/ Poza oczywistymi przypadkami jak Metallica - Death Magnetic czy Depeche Mode - Playing the Angel trzymanie się sztywno wyznaczonych przez DR granic jest nie w pełni trafione. Muzyki się przede wszystkim słucha. Wiele nagrań pacniętych na czerwono brzmi po prostu świetnie. Zupełnie inną kwestią jest to że mimo powszechnej zgody na to iż należy walczyć z głośnością, nadal mamy ten sam proceder stosowany przez najznamienitszych inżynierów masteringu. Każdy kiwa głową, a spod ich ręki wychodzą walce drogowe. Nie ukrywam że znajdzie się na wielu płytach utwory-wpadki, czy rzadziej płyty-wpadki, ale w większości brzmią bardzo dobrze.
Na koniec: Obecnie średni poziom RMS na poziomie -9.5 to standard i znak raczej oszczędnego stosowania limitera, he he he.
Dobrej niedzieli
