Jak zwykle, bardzo fajny wstępniak szanownego Pana redaktora Wróblewskiego, zainspirował mnie do podjęcia luźnego tematu na zasadzie komentarza nt. tego jak dziś nagrywa się muzykę? Jakie mamy obecnie pojęcie o jej tworzeniu i które gatunki muzyki w jakich warunkach tworzy się najlepiej.
Uważam że generalizowanie nt. tego że studia domowe to "zło wcielone" jest oczywistym błędem. Jedynie okres kiedy ludzie za bardzo wierzyli w pełną w samodzielność (syndrom - człowieka orkiestry). I myślę że dotyczy w pewnym stopniu w każdego, na pewnym etapie rozwoju zawodowego. Nie da się ukryć że podręczne studio domowe niesamowicie ułatwia proces np. komponowania, aranżowania itp. Jakkolwiek jest to możliwe w każdym studio komercyjnym to nic nie zastąpi podręcznego miejsca z instrumentem i możliwością jego zarejestrowania. Z całą pewnością to, jakie efekty uzyskujemy (analogia do storczyka) dużo zależy od gatunku muzyki, od tego jak pracujemy, dojrzałości muzycznej, doświadczenia. Wspomniana kolaboracja muzyków to rzecz najważniejsza. Ale tutaj nie upierałbym się nad tym, żeby wszystko robić wspólnie. Owszem, są pewne gatunki muzyki w których jest to wręcz nieodzowne. Ale są też takie które lepiej "znoszą" samotną twórczość. Wracając do kolaboracji muzyków - mam tutaj na myśli to, że każdy muzyk (studyjny) powinien mieć przede wszystkim doświadczenie w pracy na scenie w różnych zespołach - najlepiej również w różnych gatunkowo. Przykładowo - nie ma wielkich szans na to że domorosły aranżer napisze porządną partię perkusji czy sekcji smyczkowej bez żywego doświadczenia w grania z porządnym perkusistą czy chociażby analitycznego słuchania dzieł opartych na orkiestrze (czy mniejszych składach). Brak obycia/osłuchania/ogrania i wiedzy, jak to powinno być zrobione. Co gorsza, tego rodzaju aranżer może nie być nawet wstanie zrobić tego dobrze bazując na loop'ach. Zmierzam do tego że oprócz żywej współpracy i burzy mózgów w jednym, jednoczącym muzyków pomierzeniu, można przenosić doświadczenie do studia domowego (jakiegokolwiek studia) mając szeroki pogląd na wiele rzeczy. I odnosić spektakularne sukcesy pracując również w taki sposób. Oczywiście to również zostało już powiedziane.
Myślę że podstawowym problemem, który definiuje home recording jako "protezę" jest właśnie ten brak obiektywizmu, izolacja i często utratę "instynktu" z powodu braku kontaktu ze światem zewnętrznym. Jakkolwiek to brzmi. Brak świadomości tego co jest istotą danego gatunku muzyki powoduje szereg błędów w realizacji. Co więc uważam za rzecz najważniejsza? Świadomość istoty gatunku muzyki który robimy. Co cieszy - że owa świadomość wzrasta wśród coraz większej ilości ludzi stąd powolny progres na plus na rynku nowych studiów nagraniowych (o których była mowa w tekście p. redaktora). Przy czym nie chcę powiedzieć że wszystko da się zrobić na przytoczonym "parapecie". Nie da się. Ale świadomy muzyk wie kiedy trzeba wyjść ze studia i "załatwić coś na mieście".
Nie jest również tajemnicą że można z pełnym powodzeniem pracować samotnie-grupowo. Na odległość. Burza mózgów, zasadzie korygowania etapami. Też działa, w myśl zasady co 2 głowy to nie jedna.
Ograniczeniem tak naprawdę jesteśmy sami dla siebie, więc należy nieustannie uczyć się od innych, a wtedy żadne warunki (w ramach rozsądku rzecz jasna) nie zablokują naszej kreatywności.
Czego życzę każdemu.
