Marzenia w zasięgu ręki
Nie wiem czy moderator nie usunie tego tematu, bo nie jest on o muzyce a z zakresu psychologii, ale chciałbym się z Wami podzielić czymś co od pewnego czasu wnosi ogromną wartość do mojej pracy, a ja,
jak większość z Was wykonuję wolny zawód związany właśnie z muzyką. Chodzi mi o umiejętność realizacji
swoich marzeń najogólniej rzecz biorąc. Wiem po sobie, ale też z obserwacji znajomych artystów, czasami
na prawdę utalentowanych ludzi, że zwłaszcza tutaj - w polskich realiach, jakaś wszechpanująca beznadzieja w środowisku, niemoc, zniechęcenie i w końcu kapitulacja - to praktycznie norma. Często widzę nie tylko na tym forum samousprawiedliwiające pitolenia zbuntowanych na szołbiznes, na "system", na media, na nieobytą publikę, na drożyznę, na goniącą do "normalnej pracy" kobietę itd itp.. Bardzo niewiele jednak postów o tym, co w związku z tym robić, jak uporać się z powyższym żeby się zrealizować, bo.. niestety wiąże się to z pewną zmianą mentalności głównego zainteresowanego, a to dosyć bolesny proces. No ale do rzeczy.
To jasne, że decydując się na wykonywanie wolnego zawodu, człowiek bierze na swoje barki poważne wyzwania. To nie jest jakaś tam praca na etat, gdzie ktoś odgórnie dyscyplinuje i myśli za nas. Niby takie oczywiste, a właśnie tutaj jest pies pogrzebany. I problemem nie jest lenistwo (bo często na prawdę
ciężko pracujemy) czy słomiany zapał, ale całkowity brak umiejętnego obrania inteligentnej strategii w
dążeniu do celu.
W superskrócie -
Po pierwsze: Wytyczenie głównego celu.
Ilu z nas, tak z ręką na sercu, bez zawahania potrafi sformuować czego tak na prawdę chce, do czego konkretnie zmierza? W jakim punkcie MA SIĘ ZNALEŹĆ, powiedzmy za 5 lat? A ilu tylko dryfuje bez ładu i składu niejasno licząc, że w oparciu o talent po drodze "samo coś się wydarzy"? :)
Następnie: Rozpoznanie przeszkód.
Drugi bardzo ważny etap. O ile już jasno znamy swój CEL, pozostaje teraz precyzyjnie określić z jakimi REALNYMI problemami przyjdzie się zmierzyć. Niezidentyfikowanie za wczasu potencjalnych przeszkód gwarantuje nieoczekiwane trudności i w efekcie możliwą porażkę.
Po trzecie: Zaplanowanie działań
Następna w kolejności niełatwa a konieczna rzecz do przemyślenia. Właśnie na tym etapie najłatwiej o chaos,
rozproszenie uwagi, przepracowanie i w konsekwencji totalne zniechęcenie. Istotne jest tutaj opracowanie mądrej strategii dotyczącej tempa pracy, użytych środków
Po czwarte: Wytrwałość.
Znakomitym rozdziałem w książce Gabora jest ten zatytułowany "21 rozruszników dla wiecznych odkładaczy". Rzecz wybitnie dotycząca mnie samego, a możliwe, że i wielu z Was :) Wypracowanie w sobie codziennej rutyny, samodyscypliny to zawsze był dla mnie nie lada szkopuł. Świetny, bardzo pomocny
rozdział.
Nie będę już streszczał całej lektury, kto chce, to sobie tą książkę po prostu kupi. Mam nadzieję na interesującą dyskusję, i ciekawe czy z pominięciem typowo polskiego narzekactwa :)
Re: Marzenia w zasięgu ręki
Każdy z nas, którzy zajmują się (w różnych wymiarach) muzyką, powinien zadać sobie fundamentalne pytanie i sam na nie odpowiedzieć: czy otrzymując raptem np. 2 miliony euro robiłbym nadal to, co robię?
Ja zdecydowanie tak. A Wy? :)
Re: Marzenia w zasięgu ręki
Re: Marzenia w zasięgu ręki
...
Każdy z nas, którzy zajmują się (w różnych wymiarach) muzyką, powinien zadać sobie fundamentalne pytanie i sam na nie odpowiedzieć: czy otrzymując raptem np. 2 miliony euro robiłbym nadal to, co robię?
Ja zdecydowanie tak. A Wy? :)
...
Ja zapewne bym się wtedy zaczął porządnie rozwijać bo mógłbym wydać kupę kasy na porządny sprzęt i adaptację akustyczną pomieszczenia. Nawet nie potrzebował bym do tego aż tak ogromnej sumy. Ale jak to się mówi - Jak się nie ma co się lubi...to rękawy w górę i do roboty, nic nie ma za darmo!
Re: Marzenia w zasięgu ręki
Re: Marzenia w zasięgu ręki
Ja właśnie w pewnym momencie przemyślałem to wszystko i poszedłem na "jakiś tam etat":) Muzykę zostawiłem w sferze przyjemności (już nawet nie marzeń) bo analiza przyszłości na następne 5,10lat rysowała mi się zbyt chwiejnie:)
Re: Marzenia w zasięgu ręki
widzę nie tylko na tym forum samousprawiedliwiające pitolenia zbuntowanych na szołbiznes, na "system", na media, na nieobytą publikę, na drożyznę, na goniącą do "normalnej pracy" kobietę itd itp.. Bardzo niewiele jednak postów o tym, co w związku z tym robić, jak uporać się z powyższym żeby się zrealizować, bo.. niestety wiąże się to z pewną zmianą mentalności głównego zainteresowanego
sorry, ale to jest pitolenie filozoficzne, w gruncie rzeczy pozbawione sensu, bo:
- jak masz kobietę, która nie lubi twojej pasji, to zadne mentalne sztuczki nie pomoga, poza całkowicie realną sztuczką: hokus pokus zmień kobietę
- narzekanie na system, media, itp. to domena ludzi niepewnych swego talentu. Boją się do tego przyznać, więc psioczą na system. Ktory notabene daje dużo powodów do psioczenia, więc jest łatwym celem. I tak łatwo usprawiedliwia fakt, czemu nie jest się sławnym i bogatym.
Niestety - ani na pracę, która zajmuje zbyt wiele czasu, ani na kobietę, która psioczy na naszą pasję, ani na brak talentu nie mozna poradzic żadnymi mentalnymi jogami. Tu trzeba realnych twardych działań (w dwóch pierwszych przypadkach) albo pogodzenia się z faktem, że własną muzykę to posłuchamy sobie sami na słuchawkach w pokoju i bedziemy najwierniejszą ze wszystkich publiką i nigdy nie przestaniemy kochać wykonawcy, który w nas tkwi ;) Ale to nie znaczy, że zarobimy choćby grosz. Niezaleznie od siły pozytywnego myslenia. Więc nie prowadz krucjaty pt. "czemu jestescie sfrustrowani". W 99 proc. przypadków frustracja to ostateczny etap przed porzuceniem marzen o sławie. I tak powinno być - 99 proc. ludzi nie jest na tyle zdolnych, by osiagnąć pewien poziom w muzyce A pozostały jeden procent ma talent i nie podda się, choćby go przypiekano zywcem. A czy odniesie sukces? To zupełnie inna historia. O to trudno nie tylko z powodów "systemu", czy uwarunkowań domowych. Gorszą sprawą jest fakt, że dobrze osłuchany muzyk chcac nie chcąc musi w pewnym momencie iść w plagiat - bo "wszystko już było'. Jeżeli zaś uważa, że jest oryginalny - znaczy, że nie jest dość osłuchany ;)
Re: Marzenia w zasięgu ręki
Aaale tam...Nie znasz się na babach :) Muzyka to nie myśliwstwo czy hodowla ptaszników, żeby kobieta takiej pasji z definicji nie lubiła. Jak wnosisz ZAWSZE odpowiednią kasę do domu, to z dwojga bardziej nobilitujące w Jej oczach będzie fakt, że jesteś muzykiem a nie jakimś bankierem. Jedyna kwestia, to czy Jej krytyczna ocena co do Twoich poczynań (jako niezrealizowanego jeszcze muzyka), jest podparta słuszną argumentacją czy wynika z bezrefleksyjnego zniecierpliwienia, które nie pomaga w niczym a tylko dołuje. W takim przypadku zgadzam się, że trzeba podjąć decyzję - czy rezygnujemy z realizacji swoich planów czy raczej z takiej kobiety.
Również w tym drugim się z Tobą zgadzam: z tym, że marudzenie
na czynniki zewnętrzne może być alibii na własną niemoc. I właśnie dlatego, zanim człowiek zabierze się za ten zawód, powinien wcześniej realistycznie ocenić swój potencjał, szanse
realizacji (jak każdego wielkiego życiowego przedsięwzięcia).
To wielka sztuka, a efekty tych przemyśleń mogą być bolesne, i może dlatego tak wielu tego nie robi, za to woli latami tkwić w swojej fikcji.
ps.
Nie jestem fanem newageowskich wydawnictw w stylu "zamknij oczy i wymyśl sobie kupę złota, a rano będziesz ją miał na prześcieradle". Książka Gabora jest z zupełnie innej półki.
Re: Marzenia w zasięgu ręki
Gorszą sprawą jest fakt, że dobrze osłuchany muzyk chcac nie chcąc musi w pewnym momencie iść w plagiat - bo "wszystko już było'. Jeżeli zaś uważa, że jest oryginalny - znaczy, że nie jest dość osłuchany ;)
...
Nie mogłem się powstrzymać
Pozdrawiam
Janusz
Re: Marzenia w zasięgu ręki
To ja też wetknę kij w gniazdo pesymizmu
Jakże często zdradzieckie wątpliwości każą nam tracić upragnione dobro, gdyż przez nie lękamy się próbować.
William Shakespeare
Utalentowany nieudacznik to zjawisko powszechne.
Calvin Coolidge
Weź przedmiot. Zmień w nim coś. Potem zrób z nim coś jeszcze.
Jasper Johns
:)